Żółwik

Żółwik…

A było tak. Kupiłem go przez telefon. Zobaczyłem, zadzwoniłem, zarezerwowałem, wsiadłem w pociąg i pojechałem odebrać. Na miejscu nie marudziłem, tylko zapłaciłem i rozpocząłem sekwencję powrotu do #CMZ, nie odmawiając sobie oczywiście przyjemności spałaszowania solidnego kawałka wołowiny w Steak House Villa Patrick. Może zakup nie był tak do końca w ciemno, najpierw zasięgnąłem języka u Klasyki marzeń i dopiero po uzyskaniu od Błażeja certyfikatu moralności poświadczającego nienaganne prowadzenie się zarówno obecnego właściciela, jak i jego auta, spokojnie udałem się po odbiór 

Zapewne zastanawiacie się, czy stan zastany odpowiadał opisanemu w ogłoszeniu. W 90% tak, a to jak na nasz polski grajdołek wynik wręcz rewelacyjny. Sprzedający zamieszkuje w Poznaniu, więc nie można się dziwić, że kilka niuansów postanowił zostawić do poprawy nowemu właścicielowi 

Kupiłem go w stanie określanym jako konkursowy i za kilka garści stuzłotówek doprowadziłem do perfekcji w Nowakowski Mercedes Benz, gdzie przejrzał go najbardziej cierpliwy (nie mylić z upierdliwy) i skrupulatny członek zespołu, szukając tzw. dziury w całym. W ramach ortodoksyjnego podejścia do zagadnienia podczas serwisu wymieniłem olej nawet w manualnej skrzyni biegów. Kropkę nad i postawił Auto Hornet fundując mu zabieg zabezpieczenia podwozia cudnym woskiem.

2497 cm³, pięć cylindrów, 94 mechaniczne konie i 158 Nm momentu obrotowego gwarantują, ze jedynym mandatem jaki możemy dostać jeżdżąc 250D, to ten za złe parkowanie. Żółwik nabiera prędkości bardzo dostojnie, ale kiedy już złapie wiatr w żagle turla się ochoczo. Jazda nim działa na mnie kojąco. Charakterystyczny klekot jednostki #OM602 jest muzyką dla mej duszy. Mogę puszczać go sobie w pętli przed snem zamiast kołysanek. 70 litrów oranżady w kociołku pozwala pokonać trasę Warszawa-Berlin-Warszawa bez konieczności międzylądowania na tankstelle. Sztuka ta wymagałaby co prawda bardzo pojemnego i wytrzymałego pęcherza, ale ponoć dla chcącego nic trudnego. Mój własny eksperyment przeprowadzony w ostatnich dniach dowiódł, że ten konkretny egzemplarz potrafi pokonać w cyklu pozamiejskim 1130 kilometrów. Dobiłbym może nawet do 1200, gdyby nie lekka obawa, czy wskaźnik paliwa jest aby na pewno idealnie wyskalowany. Następnym razem wrzucę sobie do kufra 5 litrowy kanisterek z gnojówką i ponowię ten eksperyment procesowy.

Za pięć miesięcy stuknie mu 30’tka. Trzeba przyznać, że trzyma się dziarsko. Musiał mieć szczęście do swoich poprzednich właścicieli, bo wciąż przyozdabia go oryginalny lakier. Śpiewająco przechodzi test szczelności – zamykamy na noc w samochodzie kota, jeśli rano kot nadal w nim jest, to znaczy, że auto jest szczelne i dziur w nim nie ma. Został też ciekawie skonfigurowany, że wymienię tylko:
✴️ klimatyzację
✴️ 4 x elektryczne szyby
✴️ szyberdach
✴️ elektryczną roletę tylnej szyby
✴️ ortopedyczne fotele
✴️ wycieraczki reflektorów

To druga seria #W124 (wieść niesie, że blacharsko najlepsza), a więc felga Gulli na wyposażeniu to absolutny must have. Blask przywrócił im rimstop.pl przeprowadzając profesjonalnie proces renowacji. Do kompletu dorzuciłem nowe opony Goodyear 4Seasons, abym mógł się nim cieszyć nawet późną jesienią. Pomału opony wielosezonowe stają się u mnie standardem. Testowałem je w kilku autach i muszę przyznać, że jestem zadowolony. Latem nie hałasują i nie „płyną”, a zimą zapewniają przyczepność na bardziej niż akceptowalnym poziomie. Wpadłem na pomysł, aby doposażyć go w ASO w tempomat. Pan Heniutek miał sprawdzić dostępność ustensyliów w centralnym magazynie, albo są już nieosiągalne, albo Heniutek o mnie zapomniał. Muszę pamiętać (a z tym ostatnio nie jest kolorowo), żeby się przy najbliższej okazji przypomnieć. Zapnę sobie wtedy „na patyku” stałą prędkość przelotową i będę się relaksował patrząc jak gwiazda na atrapie rozcina powietrze niczym Tytanic fale. Może to nie do końca trafne porównanie, bo rzeczony statek przydzwonił w górę lodową, aż się DiCaprio grzywka przekrzywiła. Przebieg Żółwik ma trochę nie moich ulubionych rejestrów, no ale nie można przecież mieć wszystkiego. Polubiłem go na tyle, że będę nim śmigał dopóki zima nie zaskoczy drogowców i na ulice nie wyjedzie pierwsza solarka.

Tymczasem pod moją wakacyjną nieobecność w Smart Detailing zaszły ponoć spore zmiany. I to nie tylko personalne. Owiane mgłą tajemniczości. Wieść niesie, że testują w sekrecie zaawansowane na miarę technologi dwudziestego drugiego wieku smarowidło. Zabezpieczony nim lakier sam się myje, suszy i wyciera, bijąc jednocześnie blaskiem jaśniejszym od wybuchu supernowej. Mam zamiar rozpoznać temat bojem i podstawić (anonimowo) jedno w moich aut jako królika doświadczalnego. Na pewno nie omieszkam podzielić się z Wami wiadomością, czy to nowe wunderwaffe branży detailingowej jest warte uwagi.

Najprawdopodobniej za tydzień zobaczycie tu kolejnego białego Mercedesa. Zapowiada się biały wrzesień w Centrum Moto Zawady  

🔙⛽️🔜

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *