Cudowna niczym woda z Lichenia Alfa Romeo jeden pięć sześć.

Cudowna niczym woda z Lichenia Alfa Romeo jeden pięć sześć.

19 letnia włoszka trzyma się jak widzicie całkiem dziarsko. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie podkreśliła swojego kapryśnego charakteru, lecz niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy w swoim życiu nie strzelił focha. Niech rzuci 

54 000 kilometrów z niewielkim okładem zdążyła do dziś przejechać ta krwistoczerwona piękność zaprojektowana przez Waltera de Silva. Jej serce to 2.5 litrowa widlasta szóstka połączona z przedziwną manualno-automatyczną skrzynia biegów. Ponoć to japoński wynalazek w którym możemy korzystać z dobrodziejstwa automatycznej zmiany biegów, lub zmieniać przełożenia jak w klasycznym manualu. Z tą różnicą, że nie używamy sprzęgła. Po przełamaniu pierwszej nieufności uważam ten wynalazek za całkiem ciekawe rozwiązanie. Brakuje mi w niej tylko piątego biegu. Przydałby się na pewno w trasie. Jeśli kiedykolwiek odważę się opuścić w niej granice miasta, ale o tym później.

190 koni i 222 Nm momentu obrotowego pozwalają ponoć rozpędzić Alfiątko do 230 km/h. W najbliższym czasie nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę tej informacji. Najbliższa planowana wycieczka do kraju, gdzie na autostradzie bywają odcinki bez ograniczeń prędkości odbędzie się dopiero przy okazji wizyty na Motorworld Classics Berlin 2019. A wtedy aura może nie być sprzyjająca.

Nadszedł czas na kilka słów o jej kapryśnym charakterze. Od razu uspokajam, że nie musiałem wzywać do niej lawety. Ona w swej dobroci postanowiła czterokrotnie zepsuć się podczas jednej i tej samej wizyty w warsztacie. I tym skradła moje serce. Nie narobiła wstydu właścicielowi na drodze, tylko postanowiła od razu wszystkie swoje troski wypłakać w rękaw zajmujących się nią czule mechaników dwóch.

Zaczęło się klasycznie od standardowego pakietu powitalnego, czyli szczegółowego przeglądu, wymiany rozrządu, życiodajnych płynów, nowych opon, tarcz, kolców i wszystkiego czego sobie tylko zamarzyła. Przy okazji wyszło na jaw, że do prawidłowej wymiany rozrządu niezbędna jest wiedza tajemna i znajomość kilku zaklęć, tych powszechnie uznawanych za obraźliwe również. Kto ich nie zna, niech się nawet za to nie zabiera, bo auto owszem uruchomi, ale daleko nie zajedzie. To było wierzgnięcie numer 1.

Wierzgnięcie numer 2 nastąpiło podczas testów wentylatora chłodnicy i wentylatora chodniczki oleju. Załączyły się w odpowiednim momencie, ale zapomniały się wyłączyć – padły przekaźniki odpowiedzialne za ich pracę.

Po czym zmarł na naszych oczach przepływomierz. Świeć Panie nad jego umęczoną duszą. Zakwalifikowałem to zdarzenie jako zgon z przyczyn naturalnych i wykluczyłem udział osób trzecich w tym zdarzeniu. To wierzgnięcie numer 3.

I kiedy wszyscy (a najbardziej mechanicy) trzymali kciuki w wyznaczonym dniu przekazania kapryśnej włoszki właścicielowi (czyli mnie), podczas komisyjnego przykręcania osłony pod silnikiem postanowiła rozszczelnić się chłodnica. Powszechnie znane są zbawienne właściwości płynu chłodniczego na regenerację zarówno włosów, jak i cebulek, że o nawilżaniu wysuszonej cery nie wspomnę, dlatego Kuba przyjął ten prysznic ze stoickim spokojem. Wierzgnięcie numer 4 możemy zatem uznać za zaliczone.

Kiedy tylko nowa chłodnica umościła się pod maską, a wezwana przez warsztat miejscowa szamanka odczyniła nad Alfą primo voto Romeo uroki, wręczono mi do ręki kluczyk i pomachano na pożegnanie. Kiedy tylko wyjechałem na ulicę zamknięto bramę i wywieszono na płocie moją fotkę w Alfie z dopiskiem: Tej pary nie obsługujemy. No cóż… będę musiał jeździć do Radomia 😉

Teraz o jej zaletach. Jest czerwona. Nie jest zardzewiała. Jest smukła, zgrabna i powabna. Ma piękne wnętrze. I przejechałem nią już bezawaryjnie jakieś 110 kilometrów. Byłem na stacji benzynowej. Później wpadłem do zaprzyjaźnionej stacji ustawić zbieżność. Raz to nawet przejechałem się nią po centrum.

Tak na poważnie, to zwyczajnie mi się podoba. Czas pokaże ile prawdy jest w tych wszystkich opowieściach o Alfach i czy naprawdę opuszczając rogatki miasta trzeba mieć ze sobą termos, kanapki, ciepłą bieliznę, latarkę, śpiwór i podręczny namiot. Czuję w kościach, że jeszcze nie raz o niej tu usłyszycie.

Podziękowania:
Maciej Mac dziękuję za korespondencyjne poznanie mnie z kolegą Mariuszem, prawdziwym wirtuozem zdobywania spod ziemi nowych, oryginalnych i niedostępnych już w sieci dilerskiej części zamiennych.

Ekipie Auto Hornet za cierpliwość, wytrwałość i dużą wyrozumiałość dla moich coraz to nowych pomysłów z gatunku „co by tu jeszcze kupić”.

Kacper Szczepański – Fotografia Motoryzacyjna za jak zwykle zjawiskowe fotosy i odwagę wejścia bez specjalistycznego sprzętu i zabezpieczenia pod wiszącą na podnośniku Alfę.

Ubezpieczenia – PWB Grupa Doradcza Sp. z oo. za objęcie Alfiątka parasolem ochronnym od ryzyk wszelakich.

🔙⛽️🔜

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *