Vox populi, vox Dei

Vox populi, vox Dei – w piątkowej ankiecie wzięło udział 781 osób, e46 z wynikiem 486 znokautowało Mercedesa A124, co przyznam szczerze było dla mnie nie lada zaskoczeniem. Zatem w dzisiejszej coponiedziałkowej audycji gościem specjalnym jest BMW 330Ci.

Jak każda trójka, tak i #e46 w pewnym momencie swojego żywota przechodzi okres, w którym staje się „cenowo przystępny” dla młodych adeptów sztuki tuningu. Skutkuje to oczywiście koniecznością oglądania na drogach mniej lub bardziej udanych wizji artystycznych potocznie nazywanych przez ich autorów projektami. Szczęśliwie czwarta generacja popularnej trójki nie była aż tak krzywdzona jak jej bezpośredni poprzednik e36, osobiście uważam, że za to co ludzie wyrabiali z trzecią w kolejności generacją powinien być osobny paragraf w kodeksie karnym.

Wersje Coupe i Cabrio przeszły lifting w 2002r., a prezentowane dziś auto opuściło fabrykę w 2003 i na nim właśnie będę opierał swoją subiektywną jak zwykle opinię o e46, wymazując całkowicie z pamięci podręcznej moje odczucia jako posiadacza Alpiny cabrio i Alpiny coupe.

Zacznę może od tego, że jeżeli ktoś myśli o zachowaniu takiej trójki w swoim garażu dla następnych pokoleń, winien skupić swoje poszukiwania wyłącznie na kabriolecie bądź coupe. Sedan jest po prostu zbyt nudny. Drugą złotą myślą jaką mam do przekazania, jest sentencja brzmiąca mniej więcej tak : „tanio, to już było”. Czytając internetowe komentarze, jakoby cabrio można było kupić za 10 000 zł, jestem nawet w stanie przyznać ich autorom rację. Tak, można kupić e46 cabrio za 10 000 zł – jeżeli ktoś szuka akurat niebanalnej doniczki aby posadzić w niej przed domem palmę, to tak, jak najbardziej polecam taki zakup. Prawda jest jednak taka, że zadbane egzemplarze z niewielkim przebiegiem już od jakiegoś czasu drożeją zamiast tanieć. Więc jeśli ktoś myśli o zakupie, to chyba właśnie teraz rynek wysyła sygnał w postaci ostatniego dzwonka na znalezienie przyzwoitego egzemplarza w przystępnej cenie.

Paleta silnikowa była bardzo bogata, ale w motoryzacji jak w życiu, im mniej cm³ (i to nie tylko sześciennych) tym mniejsza frajda, dlatego łaskawym okiem spoglądam wyłącznie na jednostki zaczynające swoje oznaczenia kodowe od 325 w górę. Jak dla mnie, reszty mogłoby nie być w ofercie, ale w pełni rozumiem potrzebę zapewnienia szerokiej gamy jednostek napędowych w tym bardzo lubianym i popularnym modelu, w myśl zasady, że dla każdego coś miłego. BTW wersję 330d można spokojnie określać mianem rakiety na ropę. 204 hp 410 Nm i spalanie na poziomie wąchania szmaty nasączonej ropą, to idealnie rozwiązanie dla osób z jednej strony oszczędnych, a z drugiej kochających się w sześciocylindrówkach sygnowanych przez BMW. W przypadku M57 D30TÜ wystarczy dbać o koło pasowe, tzn nie uszczęśliwiać go jego zamiennikiem i spokojnie można uznać ten silnik za pancerny.

Jak zatem jeździ ważące 1430 kg e46 z wepchniętym pod maskę benzynowym R6 generującym 231 koni mechanicznych? Odpowiedź jest krótka – przyjemnie. Jedyna słuszna jak dla mnie automatyczna skrzynia biegów gładko przenosi 300 Nm momentu obrotowego na tylne koła. Sports suspension settings dba, aby kontakt samochodu z drogą był na przyzwoitym poziomie. 330 to już bądź co bądź zabawka dla rozsądnych. ALPINWEISS 3 to też jeden z moich ulubionych kolorów w palecie #BMW, czarne znudziły mnie już jakiś czas temu. Oczywiście wybierając dla siebie używany egzemplarz, stawiamy w pierwszej kolejności na stan techniczny, kolor ma przynajmniej dla mnie znaczenie drugorzędne, osobiście nie zamieniłbym idealnego stanu technicznego na grata tylko dlatego, że podoba mi się jego kolor. Pomimo moich prawie 200 cm wzrostu mieszczę się w kabinie dość swobodnie, lubię go prowadzić, nie męczy mnie nawet w dłuższych trasach. Ma w sobie to „coś”, które mnie do niego przyciąga.

Model jest bardzo popularny do dziś, wiele osób już go miało i miło wspomina, wiele osób ma, a wiele jeszcze czeka na swoje wymarzone e46. Jak dla mnie, auto starzeje się godnie, nadal wygląda nieźle na drodze, ma i będzie miało rzesze swoich zagorzałych fanów. Z wiadomych chyba wszystkim mankamentów tego modelu można wymienić urywające się mocowanie dyfra, które próbowano wyeliminować w wersjach poliftowych, ale nie do końca się to producentowi udało. I niestety korozję podwozia, która najbardziej uwidaczniała się w samochodach użytkowanych w krajach, gdzie lubują się w sypaniu na drogi ton soli. Mój na szczęście pochodzi z ciepłego klimatu i jak powiedział niedawno pan dziennikarz oglądający go z każdej możliwej strony – pierwszy raz widzę e46 w którym nie trzeba obstukiwać z rdzy młotkiem tylnego mostu.

Tak, tak wiem… i to rzekome mityczne zużycie oleju… Trzeba tylko najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, czy silnik nie został wcześniej solidnie przegrzany, lub jaki ma aktualny przebieg? Ale nie chodzi o ten, który widnieje na wyświetlaczu, tylko ten prawdziwy, nie od dziś przecież wiadomo, że samochody sprowadzane do Polski w celach handlowych do niedawna miały wyłącznie przebiegi oscylujące wokół 180 000 km, a od niedawna 220 000 km. Użytkowałem w swoim życiu niejeden M54 i w żadnym nie musiałem uzupełniać stanu oleju pomiędzy wymianami, ale przyznaję też, że żaden nie przekroczył przebiegu 130 000 km.

I na koniec sam zadam sobie pytanie, czy będę miał nadal w garażu e46? Tak, ale wyłącznie ALPINĘ lub/i M3 CSL. ALPINĘ jak powszechnie wiadomo już mam, CSL to pieść przyszłości, a 330 polecam wszystkim, którzy mają do e46 sentyment. On/a po prostu nadal potrafi sprawiać frajdę.

A teraz po raz pierwszy w historii recenzji kulinarnych #CMZ będę odradzał wizytę w pewnym przybytku… SomePlace Else Poznan w hotelu Sheraton Poznan Hotel to największe rozczarowanie minionego weekendu. Na przystawkę zamówiłem tatr, był najdelikatniej mówiąc przeciętny, ale nie zwiastował katastrofy, która miała dopiero za chwilę nastąpić. Podano mi mianowicie całkowicie zimny stek RIBEYE i wierzcie mi, on nie był ciepły, nie był nawet letni, był ZIMNY. Pomijam już nawet fakt, że obok 300 gramowego kawałka mięsa (taka gramatura widnieje w karcie) to on nawet nigdy nie leżał. I nie jest to tylko moje zdanie, na 5 zamówionych drugich dań 3 w tym dwa steki podano nam zimne, zaserwowana pierś z kurczaka była nieudolnie odgrzewana. Tylko dwóch kolegów, którzy zdecydowali się na zamówienie policzków wołowych stwierdziło, że nie maja do nich uwag. Co wcale nie znaczyło, że na tym zakończyła się kompromitacja knajpy… W ramach tzw rekompensaty za w/w niedogodności, zaproponowano nam cytuję za kelnerem „rewelacyjnie pyszny sernik”. Zdziwił nas nieco zbyt długi czas oczekiwania na ten podarunek, ale zagadka wyjaśniła się zaraz po jego podaniu – musieli go najpierw rozmrozić… Pierwszy raz przyznaję knajpie śnieżynkę, co ni mniej, ni więcej oznacza, że ❄️ – nie polecam,omijaj.

Epilog

Muszę za to pochwalić przemiłą obsługę samego hotelu #SheratonPoznańto jak powszechnie wiadomo miasto doznań. Gdyby kogoś z was tak zmęczyła nocna kulturalno-rozrywkowa oferta miasta, że błędnik zażąda od was natychmiastowego przejścia w tryb pracy poziomej, to możecie być pewni, że profesjonalna w każdym calu obsługa hotelu pomoże trafić bezpiecznie z taksówki wprost do hotelowego pokoju, nawet jeśli będzie to wymagać zaangażowania w tę operację specjalistycznego wózka do przewożenia bagażu 😉

Wszelkie postacie i wydarzenia przedstawione w epilogu, są fikcyjne, a ich ewentualne podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń przypadkowe. 🙂

🔙🔜

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *