RETRO Classics 2018 – größte Oldtimermesse der Welt przeszedł do historii.

RETRO Classics 2018 – größte Oldtimermesse der Welt przeszedł do historii.

Wróciłem potwornie zmęczony, ale szczęśliwy. W zeszły wtorek zdjąłem z haczyka kluczyk od prawie 25 letniego C124 i z marszu po zimowaniu przejechałem nim 2400 km! Kocham te swoje starocie, dbam jak umiem najlepiej, a one odwdzięczają się własnie przy takich okazjach bezproblemowym użytkowaniem. Trzeba jednak przyznać, że nie serwisuję swoich samochodów w myśl zasady – proszę naprawić porządnie i mocno obwiązać drutem, tylko zgodnie ze sztuką  Przy okazji okazało się, że Audi A5 z jakże modnym emblematem tedei straszącym z klapy nie jest najszybszym samochodem na autostradzie 

Ileż to było planów na robienie podczas targów zdjęć to nawet nie wspomnę, ale na planach się niestety skończyło… już pierwszego dnia pobytu akredytowany fotograf poznał w miejscowym klubie o jakże wymownej nazwie #Paradise miłość swego życia i uciekł razem z nią do #Albanii wieść żywot poławiacza kalmarów. Stąd ilość fotosów jest skąpa, o jakości nawet nie wspominam, gdyż do obsługi maszynerii fotograficznej ręce obie mam lewe.

Bawiłem na targach na zaproszenie Fabryka Klasyków i muszę przyznać bez fałszywej skromności, że stan samochodów prezentowanych na ich stoisku zapierał dech w piersiach. Niemieccy i holenderscy wystawcy mają do czego równać, gdyż #Fabryka zawiesiła w tym roku jakościową poprzeczkę naprawdę wysoko. Z dumą mogę też powiedzieć, że mojego wilka w owczej skórze, czyli #400E odwiedziła gęsiego chyba cała załoga stoiska #Mercedesa cmokając i z uznaniem kiwając głowami nad jego perfekcyjnym stanem.

Odniosłem też wrażenie, że kilku zawodowych „dealerów” bawiących na targach, odbyło niedawno intensywne szkolenia ze ściemniania u swoich polskich kolegów. Wpadła mi bowiem w oko #ALPINA w nadwoziu #E61, zagaiłem więc sprzedawcę o kilka szczegółów, między innymi zapytałem czy lakier na samochodzie jest wciąż oryginalny, na co dostałem następującą odpowiedź – poprzedni właściciel, woził nim dziecko… Pomyślałem, że chyba nie zostałem dobrze zrozumiany, więc ponowiłem pytanie wolniej cedząc słowa i znów odpowiedź wprawiła mnie w konsternację – właściciel miał dziecko, i woził je tym samochodem w związku z czym on podejrzewa, że przedni lewy błotnik jest polakierowany ponownie… Nie do końca przekonany, że posiadanie dziecka wywołuje konieczność lakierowania elementów nadwozia, udałem się po czujnik lakieru i dotknąłem nim to tu, to tam… cóż wynik chyba nie powinien być dla nikogo być zaskoczeniem, znalazłem dwa elementy z oryginalną powłoką 1. przedni prawy błotnik 2. tylna klapa. Także dementuję plotki jakoby „tuning słowny” stanu pojazdu był tylko i wyłącznie polskim wynalazkiem.

Wpadł mi też w oko #GolfGTI, ale pomny ostrzeżeń, że powrót do domu z kolejnym kupionym samochodem będzie się wiązał z koniecznością chwilowego pomieszkiwania przeze mnie w zakupionym niedawno #MercedesieMarcoPolo obszedłem się jedynie smakiem… pogoda jeszcze nie sprzyja karawaningowi, więc wolałem nie ryzykować 

Hitem targów było oczywiście Leberkäse mit brötchen! Nie mogę się publicznie pochwalić, ile sztuk pochłonąłem, starczy powiedzieć, że już od pierwszego dnia targów obsługa baru serwującego ten przysmak witała mnie owacjami na stojąco 

Skoro już jesteśmy przy jedzeniu, bo nie samymi samochodami człowiek przecież żyje, to stołowaliśmy się na początku w greckiej restauracji Höhenrestaurant, w której uwierzcie mi na słowo, czas zatrzymał się w latach 80’tych XX wieku. Bareja miałby tam gotową scenografię do swoich filmów, brakowało tylko, aby z zaplecza wyszedł do nas prezes klubu Tęcza (restauracja przylega do stadionu) mister Ochódzki i byłby komplet Najpierw rozbawiliśmy do łez kelnera pytając go o kartę w języku angielskim. Facet nie mógł się pozbierać dłuższą chwilę, więc pomoc zaoferowała nam stateczna lejdi gęgająca po angielsku, na pytanie jakie greckie danie najbardziej poleca odpowiedziała – schnitzel  Jedzenie koniec końców było tam znośnie, udało się nam nawet wydłubać z karty coś greckiego.

Za to Restaurant Kashmir – Echterdingen zgotowała nam nie lada niespodziankę. Skuszeni niewiarygodną wręcz kolejką tłoczącą się przed wejściem do lokalu, dwa dni czekaliśmy na stolik. I bardzo szybko rozwiązała się zagadka tej długiej kolejki. Mianowicie kiedy już uda się usiąść przy stoliku, to przez 30 minut nie dzieje się absolutnie nic! Nie dostaje się karty, a kelnerzy zupełnie nas ignorują. Dopiero po 45 minutach przyjmowane jest zamówienie, przystawki podawane po godzinie i trzydziestu minutach, a przed podaniem dania głównego trzeba nas było prawie budzić  Do tego smak mocno przeciętny. Więc reasumując nie polecam Wam tego lokalu. Najzwyczajniej szkoda marnować nie niego czas.

Kończę, bo znów się rozgadałem, dodam tylko na koniec, że #C124 przed wyjazdem wysprzątała mi pięknie i zacnym woskiem natarła Myjnia Nova.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *