Coś się kończy, coś zaczyna.
Coś się kończy, coś zaczyna.
Audi Coupé ma w sobie coś magnetyzującego. Po 26 latach od opuszczenia fabryki nadal skrada serca, o czym świadczą ukradkowe spojrzenia kierowców, rowerzystów, a także pieszych uczestników ruchu. W 1992 roku Audi wypuściło na rynek typ 8B/B4, dla którego bazą było oczywiście Audi 80. Wyposażenia jakie możemy tu znaleźć często próżno szukać we współczesnych samochodach. 174 konna jednostka V6 z gracją przenosi napęd poprzez automatyczną skrzynię biegów, działającą bez zarzutu pomimo upływu lat. Automatyczna klimatyzacja, ABS, podgrzewane fotele, prędkość maksymalna 222 km/h i pierwsze 100 km/h uzyskiwane po 8,1 sekundy musiały doprowadzać w tamtych latach ówczesnych właścicieli Fiatów 125p (18,0s) i Polonezów (rzekomo 17,5s) do palpitacji serca, że o szacownych właścicielach kaszlaków (Fiat 126p 46,6s) nawet nie wspomnę. Uroku dodają trzy klasyczne zegary wskazujące temperaturę, ciśnienie oleju, a także poziom ładowania akumulatora. Lubiłem na nie zerkać, szczególnie podczas wieczornych przejażdżek. Klasyczne prostokątne zagłówki z „dziurą”, „szmaciana” tapicerka, pięknie wyprofilowana płetwa na klapie bagażnika, wszystko tworzy swoisty klimat, jakiego próżno szukać w nowych A4. To se ne vrati, pane Havranek…
Coupé nie ma nawet dziś najmniejszych problemów ze wskazaniem na autostradzie miejsca w szeregu nerwowym właścicielom Passatów wyposażonym w słynne jednostki clean diesel, co to im się wydaje, że są królami lewego pasa. Prowadzi się pewnie, gładko i przyjemnie, V6 pomrukując spod maski wprawiało mnie za każdym razem w świetny nastrój.
O historii tego egzemplarza już raz pisałem, więc nie chcąc się powtarzać dodam tylko, że przejechałem nim przez dwa sezony 6 000 kilometrów i ani razu mnie nie zawiódł. Nawiązując do wstępu dodam, iż niebawem na tych łamach poznacie jego następcę, zachęcam zatem do dodania mojej skromnej strony do obserwowanych