i nie wódź nas na pokuszenie…

i nie wódź nas na pokuszenie…

kiedy tylko Bawaria Motors Warszawa – Dealer BMW powzięła informację wywiadowczą, iż prawdopodobnie zwolni się w moim garażu miejsce po F10, jęła kuć Dareczka póki gorący i sączyć jad w jego serce…

Truciźnie na imię #M760Li, a opakowanie jest wyraźnie oznakowane ostrzegawczymi emblematami #V12 z każdej możliwej strony.

Wsiadam i pierwsze co mnie zaskakuje to to, że w tym promie kosmicznym kierownica i pedały są dokładnie tam gdzie zwykle. Tak wiem, niepoprawne w dzisiejszych czasach słowo (pedały), ale jak inaczej miałbym je opisać? „Gieje” od hamowania i przyspieszania? Muskam przycisk START/STOP i deska zaczyna pieścić me zmysły milionem barw, a 610 konna widlasta dwunastka wspomagana dwoma turbosprężarkami dostojnym pomrukiem zgłasza gotowość do wykonywania powierzonych jej zadań. Pojemność skokowa tej jednostki (6592 cm3) przyprawi zapewne o zawał fanów downsizingu, wszak można by nią obdzielić spokojnie 6,5 Skody 1.0 TSI. Jeszcze tylko ustawienie odpowiedniej pozycji fotela i lusterek i mogę ruszać w drogę.

Niech nikogo nie zwiedzie aksamitna praca V12, to diabeł w owczej skórze, 800 Nm momentu tylko czeka na sygnał do ataku. Ten samochód nie rusza, on startuje pionowo. Dźwignia do skoku w nadprzestrzeń ukryta jest w wybieraku skrzyni biegów, wystarczy przestawić ją odrobinę w lewo i natychmiast ta ponad pięciometrowa szafa gdańska na czterech kołach zamienia się w pędzący pocisk, który pierwsze 100 km/h osiąga w zaledwie 3,7 sekundy, a drugą setkę niewiele później. Xdrive dba 24/7 o stabilny kontakt z podłożem, a mnogość systemów wspomagających i pilnujących kierowcę wybacza mu i koryguje na czas drobne błędy. Podkreślam – drobne! Żaden komputer nie zastąpi przecież zdrowego rozsądku i jeżeli ktoś postanowi zakończyć swój żywot na drzewie, to M760Li pomimo zapewne szczerych chęci, nie będzie w stanie uratować desperata.

O komfort podróżowania dba adaptacyjne zawieszenie z kilkoma trybami do wyboru, możemy sprawić, aby było twardo, bądź miękko lub by auto samo wróżyło gdzie może wpaść w dziurę w jezdni. Zupełnie za to nie rozumiem, po co w V12 tryb #ECO pozbawiający ten silnik ja… hmm mocy nieco. We wnętrzu panuje cisza sprzyjająca kontemplacji nie gorzej niż cela u zakonników składających śluby milczenia. Opcjonalnie nagłośnienie Bowers & Wilkins nie sprawiło co prawda, że Mandaryna przestała fałszować, ale w każdym innym przypadku świetnie dawało sobie radę.

Moc obliczeniowa komputerów zamontowanych na pokładzie pozwoliłaby mu polecieć na księżyce Jowisza, pobrać stamtąd próbki i wrócić; jako ciekawostkę dodam, że komputer obsługujący załogowy lot na Srebrny Glob zajmował w rakiecie mniej więcej dwa piętra, a jego możliwości nie dorównywały współczesnym kalkulatorom. Siódemka rozpoznaje na drodze koty, psy, łosie i ludzi (te dwie ostatnie kategorie są sobie pokrewne, szczególnie kiedy „człowieki” mają awersję do noszenia odblasków) i ostrzegawczo bluzga na nich ledem wyławiając ich sylwetki z ciemności. Bardzo przydatny gadżet, szczególnie poza miastem.

Po uradowaniu duszy za sterami, przyszedł czas na test tylnej kanapy. Wszak jest to flagowa, przedłużona limuzyna, która w teorii służyć powinna komfortowemu przemieszczaniu się pasażera z punku A do punktu B, lub na odwrót. I tutaj zaskoczenie, #Li nie rozpieszcza ilością miejsca z tyłu. Dodatkowo przez konieczność zmieszczenia pod kanapą sterowania, podgrzewania, wentylowania i jeden Bóg wie jeszcze czego, siedzi się na niej jak w prezbiterium, wysoko i co tu dużo mówić dziwnie. Przy moim wzroście, gdybym chciał pozdrawiać wiwatujące na moją cześć tłumy, musiałbym pochylać się do okna. Sprawdziłem wersję krótką bez wodotrysków i fontann i muszę powiedzieć, że siedzi się tam „normalnie”. Także jeżeli będziecie kiedyś musieli zabrać w długą podróż nadbagaż w postaci teściowej, to od razu rezerwujcie jej miejsce na tylnej kanapie, najlepiej za fotelem kierowcy. Odrobina pokuty mamusi na pewno nie zaszkodzi i drugim plusem będzie możliwość wypowiedzenia podczas ewentualnej kontroli do policjanta kultowego „matka siedzi z tyłu”.

Jedyne co może budzić niedosyt, to być może zbyt mała atencja przechodniów na mknące po ulicach seven, za ryczącym RS6 obróci się zapewne więcej głów, ale zupełnie nie należy się tym przejmować. Kiedy tylko będzie taka wola M760Li zje takiego seryjnego RS’a na śniadanie i nawet nie dostanie czkawki. I w przeciwieństwie do właściciela Audi, nie wypadną nam podczas tej próby plomby z zębów. Co nie zmienia faktu, że przydałby się na pokładzie magiczny przycisk przestawiający wydech w tryb #COMBAT lub przynajmniej #AGRESSOR.

W kwestii elektryzującego niektórych zapotrzebowania na wysokooktanową benzynę mogę powiedzieć jedno: mity o tym, że to auto porusza się wyłącznie od stacji benzynowej do kolejnej stacji benzynowej są mocno przesadzone. Nie ma też potrzeby, aby cysterna PKN ORLEN podążała w ślad za samochodem. Spalanie zaskakuje, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jedyną uwagę mam do pojemności zbiornika paliwa, przy gabarytach tego krążownika nie byłoby problemem zamontowanie w nim 100 litrowego zbiornika, ale ktoś uznał, że i 78 litrów w zupełności wystarczy.

Nie miałbym nic przeciwko, aby BMW wypuściło na rynek wersję dla purystów, V12 pod maską, kierownica, z przodu dwa taborety, z tyłu drewniana parkowa ławka i wystarczy. Zakochałem się w tym samochodzie bez pamięci.

Ciśnie się Wam zapewne pytanie jak ta cała masa inżynierskiego geniuszu w postaci napędu i elektroniki zniesie próbę czasu? Odpowiem krótko – nie wiem, ale zupełnie się tym nie przejmuję. Przez pierwsze pięć lat niech martwi się o to gwarant, a przez kolejne drugi właściciel.

P.S. Specjal thanks to BMW Polska
P.S. II Pozdrowienia dla Bowers & Wilkins Polska
P.S. III Moja na pewno nie będzie czarna 
P.S. IV Tropami 7 podążał z aparatem kacperszczepanski.com

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *