Dziś czas na odrobinę wspomnień…
Dziś czas na odrobinę wspomnień… W126 500 SEC silnik V8 231 koni mechanicznych 405 Nm dostępne już od 3000 obr./min v-max 225 km/h 1983 rok produkcji automat klimatyzacja poduszka powietrzna tempomat ogrzewanie postojowe
a było to tak:
dawno dawno temu w odległej galaktyce… wybraliśmy się z kolegą Krzysztofem (szwagra żony brat rodzony) w prawdziwą wyprawę po w126 300 SE na zewnętrzne rubieże Najjaśniejszej Rzeczpospolitej… jak przystało na zaprawionych w bojach podróżników mieliśmy na pokładzie koszyczek w nim termosik i kanapki z szynką (która miała być na święta)… rzecz działa się w czasach kiedy autostrada do Strykowa była jeszcze co najwyżej rysowana na mapach jako przerywana linia przewidziana do realizacji w kolejnych dziesięcioleciach, więc dość długa podróż do miejsca docelowego upływała nam na opowiadaniu po raz 125 tych samych historii, podgryzaniu kanapek z szynką co to miała być na święta i zapijaniu tego wszystkiego herbatką z termosu… do zapijania procentami zabytkowej niemieckiej myśli technicznej przystąpiliśmy w innym terminie… po dotarciu w gościnne progi p. Bartka ujrzeliśmy obok rzeczonego w126 300 SE prawdziwe źródełko ze Świętymi Gralami motoryzacji… ale o dalszych losach późniejszej przyjaźni z Bartkiem przeczytacie w kolejnych odcinkach tej fejsbókowej noweli…
jako, że opis auta zamieszczonego w anonsie o chęci pozbycia się 126tki zgadzał się z zastanym stanem faktycznym przystąpiliśmy czym prędzej do formalności związanych ze zmianą aktualnego właściciela zabytku, gdy wpadł mi w oko szary cień majaczący w garażu… zamglonym widmem w odcieniach szarości okazał się sec 500 lorinser… którego niepohamowana chęć posiadania wepchnęła w me ramiona…. jako, że nie sposób we dwóch prowadzić trzy auta na raz (przynajmniej ja tej sztuki jeszcze nie opanowałem…) czekała mnie kolejna wizyta w słonecznych stronach p. Bartka po odbiór tego cudeńka, wizyty te weszły zarówno Bartkowi i mnie tak skutecznie w krew, że odwiedzamy się już chyba z 10 lat z okładem i ciągle nie mamy dość, ale o tym innym razem…
tak więc oprócz pontona zostałem szczęśliwym posiadaczem seczka, który po kilku zabiegach kosmetycznych, zaprzyjaźnieniu się z dwoma znamienitymi mechanikami entuzjastami i ufundowaniu kolejnego skrzydła w serwisie ASO Mercedes-Benz mógł prezentować się tak okazale jak na zdjęciach, które widzicie 🙂
auto wspaniałe, potrafiło sprawić solidne lanie współczesnym wyrobom autopodobnym i doprowadzić do płaczu ich właścicieli 🙂
dalsze losy seca też są mi znane, trafił do rąk „pasjonata marki”, ma się jak mniemam dobrze, widziałem go nawet po latach na zlocie, obecny właściciel ma troszkę luźniejsze podejście do tematu zachowania auta w tzw oryginale z epoki… widziałem zmieniona kierownicę i inne drobne detale… obawiam się nawet, że po otworzeniu klapy bagażnika można usłyszeć katarynkę i automatycznie uruchamia się fontanna, ale o gustach się nie dyskutuje… zatem cieszę się, że auto ma ciepło i cały czas wygląda zacnie a to już przecież na chwilę obecną 33 lata odkąd opuściło fabrykę matkę…
i to na tyle w dzisiejszym odcinku… czekajcie niecierpliwie na kolejne 🙂