Marian, tu jest jakby luksusowo…
czyli l(u)exusowa Toyota w #CMZ! 🙉🙊🙈
Będę się teraz kajał… traktowałem tę markę po macoszemu. Ot, inaczej opakowana Toyota myślałem sobie. Przyznaję się bez bicia i nie trzeba mnie za te herezje od razu palić na stosie. Przyszła jednak kryska na Matyska i dane mi było na stare lata zasiąść za kierownicą pierwszego i od razu flagowego przedstawiciela marki, której pomysłodawcą był Eiji Toyoda. LS400 UCF 20 II. 5005 mm długości. 1830 mm szerokości. Pod maską widlasta ósemka. Rok produkcji 1999. 1 mechaniczny koń musi poradzić sobie w tym aucie z masą 6,26 kilograma. Ponad miliard dolarów wydanych na projekt. Czy to się mogło nie udać?
Oczywiście, że mogło. Nawet przy niewyobrażalnych nakładach zawsze istnieje ryzyko, że coś pójdzie nie tak. W tym konkretnym przypadku nie udało się nie udać. Lexus wpisał się na stałe w motoryzacyjny krajobraz. Spróbujmy zatem odpowiedzieć na pytanie jak ten konkretny egzemplarz zniósł 20 letnią próbę czasu?
LS400 zwany pieszczotliwie przez właścicieli Krokodylkiem przejechał ponad 323 tysiące kilometrów, a wygląda i prowadzi się jak nie przymierzając współczesne auto po 30. Kabina jest przestronna i świetnie wyciszona. Na fotelu kierowcy siedzi się dość wysoko, jak to w Toyotach. Dla zajęcia ultra wygodnej pozycji za kierownicą osobom z wzrostem powyżej 199 cm będzie brakowało jedynie możliwości odsunięcia fotela o 1 cm. „Normalsi” rozsiądą się w nim równie wygodnie jak dziedzic na włościach. W drugim rzędzie nie brakuje miejsca ani na nogi, ani nad głową. Za dryblasem na fotelu kierowcy swobodnie zmieści się kolejny dryblas. Do wykończenia wnętrza użyto solidnych materiałów. Deska rozdzielcza nie utyskuje nad swoim losem podczas jazdy. Żadnych jęków, bądź skrzypienia. Skórzana tapicerka przeżyje jeszcze niejednego nowego Mercedesa. Żona i mama docenta Wolańskiego podróżując LS’em nie miałyby powodów do narzekania. Tym bardziej, gdyby przesiadły się do niego wprost z Fiata 126p. A na widok dotykowego ekranu LCD sterującego klimatyzacją i nawigacją mogłyby nawet zaniemówić.
Pneumatyka na obu osiach to kolejny mocny atut tego auta. Pomimo zacnego wieku dobrze tłumi nierówności. Przeprawy przez śpiących policjantów to czysta przyjemność. Auto płynie dostojnie nie dokuczając pasażerom nawet jeśli droga po której podróżujemy pamięta czasy towarzysza Edwarda Gierka. Dodatkowo możemy zwiększyć prześwit auta wciskając magiczny guziczek zamontowany obok wybieraka skrzyni biegów. Lexus nie eksperymentował z hydraulicznym zawieszeniem i chwała mu za to. Ta ultra wygoda ma jednak swoją cenę. LS kocha jechać prosto, troszkę mniej kocha zakręty. Szczególnie te pokonywane ze znaczną prędkością. Ale nie zaprojektowano go przecież do wykręcania jak najlepszych czasów na Nürburgring’u, więc na pewne aspekty można przymknąć oko.
Kultura pracy widlastej ósemki, która nigdy nie została skrzywdzona instalacją LPG zachwyci największego nawet malkontenta. Pracuje zjawiskowo aksamitnie. Do uszu kierowcy w kabinie dociera ledwie szmer, nie głośniejszy niż praca nowoczesnej, dobrze naoliwionej maszyny do szycia. Niech was to jednak nie uśpi. Reakcja na gaz jest błyskawiczna. Auto chętnie wyrywa do przodu. Uwalniane przez silnik konie mechaniczne przekazywane są za pomocą pięciobiegowej automatycznej skrzyni biegów na tylne koła. Trwałość tej jednostki jest ponoć legendarna. 3968 cm³ ▪️ 32 zawory ▪️ cztery wałki rozrządu ▪️ krótki skok tłoka 82,5 mm ▪️ podczas projektowania tego agregatu wykorzystano prawie 900 prototypów ▪️ Czytałem gdzieś niedawno o egzemplarzu, który bez remontu pokonał już ponad milion kilometrów. Do pracy skrzyni biegów nie mam uwag. Zmienia przełożenia niezauważalnie. Żadnych szarpnięć, czy zastanawiania się, co ma w danej chwili zrobić.
À propos LPG, to wiąże się z tym autem pewna anegdota. Objawił się mianowicie razu pewnego kandydat na kolejnego właściciela Krokodylka. Oglądał, cmokał, w rurkę zajrzał, w oponkę kopnął. Decyzja o zakupie zapadła dość szybko. I wtedy to, w drodze na pokoje celem podpisania umowy, wyrwało się nieopatrzenie delikwentowi, że założy w nim GAZ…
– przepraszam, co pan w nim założy? – zaszczebiotała głosem słodkim niczym cukrowa wata piękniejsza połowa właścicielskiego duetu
– gaz, taki wypasiony z dużą butlą – ciągnął niezrażony delikwent
W efekcie tej krótkiej pogawędki Krokodylek powędrował do garażu, a delikwent za bramę.
Lexus miał tym modelem konkurować z największymi graczami na rynku luksusowych limuzyn, czyli Mercedesem i BMW. I poniewczasie muszę przyznać, że mu się to udało. Wyróżnia się zalewie W140 i e32. Powiem więcej, wyrasta na naprawdę ciekawą alternatywę. Nie odstaje konkurencji w jakości wykonania, dobrze zniósł próbę czasu. Dodatkową zaletą jest, że nie spotkamy go na każdym rogu, w przeciwieństwie do wspomnianych wyżej (i uwielbianych przeze mnie) marek.
Na marginesie dodam, że rozczuliło mnie ramię wycieraczki w tym aucie. Skojarzyło mi się od razu z Jelczem PR💯 Berlietem, którym podróżowałem do szkoły. To był zaraz po „Ogórku” mój ulubiony autobus. Nigdy za to nie polubiłem Ikarusa. I podświetlany dwiema diodami zamek pasów bezpieczeństwa.
Auto od 7 ostatnich lat jest własnością mojego kolegi. Nie zawiodło go w tym czasie ani razu. Mnie przez dwa tygodnie, kiedy dane mi było je testować również. Wyłapałem następujące niedociągnięcia, które wymagają atencji ⚪️ nie działa regulacja kolumny kierowniczej ⚪️ do wymiany jest przycisk składający lusterka ⚪️ nie wysuwa się automatyczna antena ⚪️ należy wymienić pasek rozrządu, nie ze względu na jego przebieg, bo służył ledwie przez 23 000 km, ale wiek – minęło 6 lat od ostatniej zmiany ⚪️ jeden z amortyzatorów zaczyna wykazywać pierwsze objawy zmęczenia ⚪️
Najgorszą wiadomością dzisiejszego dnia, jest ta, że zaczynają mi się podobać TOYOTY. Ratunku… ja się chyba naprawdę starzeję… 🙈
🔙⛽️🔜
Lexus Polska QualityPro Jedź & Jedz z CMZ centrummotozawady.com
Interesujący artykuł, ciekawie piszesz.
Dziękuję 🙂