Pięć metrów i osiemnaście centymetrów.
Pięć metrów i osiemnaście centymetrów.
To nie jest wynik amatorskiego skoku w dal na zawodach dla oldboyów, tylko długość flagowego swego czasu krążownika Audi. A8L W12 w wersji 4 osobowej zagościł dość nieoczekiwanie w moich zbiorach. Nieoczekiwanie, gdyż bardziej skłaniałem się ku wersji S8, ale los lubi płatać figle. Podsunął mi pod sam nos W12 i oto jest.
5998 cm³ | 450 KM | 580 N·m | 0-100 km/h 5,2 s | rok. prod. 2005 | przebieg 94 000 km |
Prowadząc go czasem się zastanawiam, czy nie powinien mieć na szybie naklejek „uwaga tył zachodzi”. Jest naprawdę ogromy. Za to ani gabaryty, ani masa własna 1995 kg nie robią najmniejszego wrażenia na jednostce napędowej. Sześć litrów i dwanaście cylindrów z łatwością zamienia tę katedrę na kołach w pocisk. Auto przyspiesza bezkompromisowo, zawstydzając niejednego współczesnego zawodnika. Nie ma jednak nic za darmo, wskazówka poziomu paliwa opada w tym D3 od samego patrzenia na nią. Silnik generuje tyle ciepła, że spokojnie mógłby posłużyć do ogrzewania zimą szklarni z pomidorami. Lub jako piec do pizzy. Układ chłodzenia ma naprawdę co robić.
Prowadzi się wyśmienicie i to nie tylko ze względu na rewelacyjne możliwości napędu. Pneumatyka dba o komfort podróżowania nawet po drogach kategorii trzeciej. Kabina jest fantastycznie wyciszona. Bose raczy uszy czystym dźwiękiem, a o prywatność dbają wraz z przyciemnianymi szybami elektrycznie sterowane rolety.
Wisienką na torcie jest w nim dwuosobowy przedział premium. Tam naprawdę jest wygodnie. Narzekać na brak miejsca na nogi, czy nad głową mógłby co najwyżej prawdziwy malkontent, który marudzi dla samego faktu marudzenia. Tylne kanapy są wentylowane, podgrzewane i regulowane w każdym możliwym kierunku. Brązowa tapicerka dodaje jeszcze uroku. Przychodzi mi do głowy kilka pomysłów na krótkie formy filmowe kręcone w tym wnętrzu. Musiałyby być co prawda nadawane w paśmie nocnym, po godzinie 23:00, ale kto wie, może kiedyś powołam do życia kanał CMZ by Night.
Nie dokuczał mi zbytnio po zakupie. Oprócz konieczności pozbycia się z pokładu circa about 60 kilogramów dodatkowego okablowania i oprzyrządowania ze wzmacniaczami, telewizorami, wyświetlaczami i Bóg wie czym jeszcze, nie znalazłem w nim przesadnie dużo usterek. Zamiłowanie Japończyków do montowania dodatkowego badziewia w samochodach nie przestaje mnie zadziwiać. Na początek standardowa procedura: olej, filtry, świece plus szczegółowa inspekcja auta. Interwencji wymagały dwa miechy zawieszenia i pompa, która ducha wyzionęła zapewne próbując nadążyć za uciekającym z miechów powietrzem. Na szczęście są dostępne na rynku zestawy naprawcze, dzięki którym pompa śmiga jak nowa. Nowy komplet tarcz z klockami zamykał listę serwisową.
Na finał zostawiłem sobie wymianę oleju w skrzyni biegów. Co ciekawe Audi absolutnie nie dopuszcza takiej wymiany. Zaś #ZF producent skrzyni wręcz do niej namawia, zalecając jednak wyłącznie wymianę statyczną. I kto tu ma rację?
Jak na razie W12 kręci się jedynie wokół komina. Nie wybrałem się nią jeszcze w trasę, ale być może niedługo będzie okazja sprawdzić ją w warunkach autostradowych. Pierwszy raz w życiu jestem ciekawy, ile taki potwór pochłonie etyliny rozcinając maską powietrze przy stałej prędkości przelotowej.
Posprzątał audika po dalekiej podróży i wonnymi olejami namaścił niezawodny Smart Detailing. Odkurzyli go tak dokładne, że teraz zanim do niego wsiądę zdejmuję buty i zakładam domowe papucie.
🔙⛽️🔜