Volkswagen Amarok
Jeżeli planujesz wziąć udział w kolejnej edycji Rolnik szuka żony TVP i chcesz znaleźć swoją wyśnioną Jessicę, to oprócz kombajnu sterowanego smartfonem, siewnika podczepianego pod drona i stada samodojących się krów, musisz koniecznie doposażyć swoje gospodarstwo w Volkswagena Amaroka. Z jednym zastrzeżeniem – musi to być wersja napędzana silnikiem V6. Na cztery cylindry w rzędzie szanująca się Jessica może nie dać się złapać 😉
Amarok już od jakiegoś czasu gości na motoryzacyjnej scenie, ale dopiero od niedawna postanowiono montować w nim 224 konnego sześciocylindrowego diesla, co moim zdaniem jest strzałem w dziesiątkę. Auto z tym silnikiem nabrało wigoru. Żwawo wyrywa do przodu, jest ciche, nie kaprysi przy wyższych prędkościach, duża kubatura karoserii zdaje się go zupełnie nie męczyć. Zagadką pozostaje dlaczego nie był oferowany w tym modelu wcześniej. Nie zapominajmy jednak, że to auto użytkowe i nie służy do bicia rekordów prędkości na autostradach. Tak na marginesie dodam, że jeśli #Volkswagen zdecyduje się na taki krok w Multivanie, to pierwszy pobiegnę wpłacić na takiego zaliczkę!
#Amarok wjedzie i wyjedzie prawie zewsząd, podobnie jak Defender, z tą różnicą, że w przeciwieństwie do Defendera, w Amaroku jest wygodniej. Jazdę Defenderem księża mogą zadawać na pokutę wyjątkowo zatwardziałym grzesznikom.
Wewnątrz surowo, ale jak to w VW wszystko jest pod ręką i na swoim miejscu. Dużo schowków na duperele. Kabina przestronna, fotele wygodne, nawet nieźle trzymające w przechyłach. Na tylnej ławce z wygodą ciut gorzej, ale tam można zapraszać osoby, które darzymy mniejszą estymą. Dla przykładu może być to mama żony, która wpadła zaktualizować córeczce oprogramowanie i ciut się zasiedziała. Nie zapominajmy, że Amarok ma jeszcze otwartą przestrzeń ładunkową, opcjonalnie teściowa w drodze na dworzec może skosztować jazdy kabrioletem 😉
Ten pick’up świetnie prezentuje się (szczególnie w tym kolorze) na polu, w lesie, na budowie obwodnicy jak i w niedzielę pod punktem poboru opłat prowadzonym przez miejscowego plebana.
Jeszcze na koniec słowo o niewykrywanych chip’ach. Takie oferty wyrosły ostatnio jak grzyby po deszczu, obiecując bezkarne poprawienie fabrycznych osiągów. Niewykrywalny to może amerykanie mają myśliwiec, a nie pan Zdzisio z panem Jankiem czip. Lepiej przy zakupie przedłużyć gwarancję na kolejne lata, niż wierzyć w cuda. Życie uczy, że jeśli gwarant znajdzie pretekst, żeby nie zapłacić za ewentualną naprawę, to nie zapłaci, a delikwenta odeśle do „insztalatora” czipów Zdzisia.
P.S.
Planowałem zapakować na pakę Fiata 126p i wygrać takim zdjęciem internety, niestety do szczęścia zabrakło kilku centymetrów. Sagan mieści się wszerz, ale nie wzdłuż. No cóż, nie można mieć wszystkiego.
🔙⛽️🔜